Nutrolandia

Forum o Nutriach


#1 2009-12-03 19:02:26

ButterFlyNeko

Użytkownik

Zarejestrowany: 2009-11-13
Posty: 100
Punktów :   

Nasze Stado

Zwierzaki odkad pamietam towarzyszyly mi w zyciu. Ojciec przez zdecydowana wiekszosc mojego dziecinstwa prowadzil sklep zoologiczny 'Kakadu' (szyld do tej pory wisi u nas w garazu), w zwiazku z czym dom pelen byl swinek morskich, chomikow, papuzek falistych i modnych wtedy rybek. Psy byly zawsze. Jakis maly w domu i drugi stroz przy budzie ( najbardziej pamietam Bastera, ktorego znalezlismy w lesie przywiazanego drutem do drzewa). Koty szwedaly sie po podworzu poza zasiegiem psiego lancucha. Dziadek przez wiele lat hodowal tchorzofretki na skory i kroliki miesne. Po zlikwidowaniu sklepu z domu zniknely male stworki, do czasu, az nie zapragnelam kroliczka. Pierwszy, Skarpetka ( ach, ten dzieciecy polot co do imion), zmarl po roku z nie wiadomo jakich przyczyn nad ranem. Kolejny Sniezka, szybko okazal sie  Sniezkiem. Po okolo 3 latach zachorowal na raka kosci i po paru tygodniach walki i szprycowaniu antybiotykami odszedl. Obecnie w domu kroluje nam Nemo. Ma w tej chwili 8 i pol roku ( mowi sie ze kroliki maksymalnie dozywaja 7) i ma sie swietnie. Oby jak najdluzej. Przez dom w miedzyczasie przewinelo sie pare zeberek australijskich.

Pozniej moj ojciec, kontuzjowany maratonczyk, ktory po kontuzji nigdy nie wrocil do sportu, zakochal sie w huskych. Pewnego dnia wyjechal bez slowa zabierajac ostatnie 1700 zl z konta i po paru godzinach wrocil do domu z mala, wlochata przerazona kuleczka, ktora po krolewsku nazwalismy Sissi. Po dwoch latach doczekalismy sie 7 mlodych, z ktorych w domu zostala brazowa chlopczyca o malutkim rozumku, za to ogromnym sercu - Shila. Kolejny pies mial zostac u nas tylko na jakis czas, poniewaz jego wlasciciel nie mial na niego miejsca w swojej hodowli. Koniec koncow nikt z domownikow nie chcial oddac Silvera, psa o posturze lwa. Pozniej na zawodach w Kubalonce ojciec z auta pelnego Greysterow ( krzyzowka psow roznych ras tworzonych tylko po to, by biec jak najszybciej, w zwiazku z czym nie prowadzi sie selekcji na charakter, co skutkuje brakiem zrownowazenia psychicznego) wyciagnal zmaltretowanego szczeniaka husky. Jakos tak sie stalo, ze po miesiacu trafil do nas - Sasha. Ostatni z watahy byl prezentem slubnym dla moich rodzicow i tak stawke zamknal ( przynajmniej na razie) Choco.

Moja przygoda ze szczurami zaczela sie spontanicznie. Na poczatku adoptowalam szczurzyce tak dzika, ze nic nie dalo sie z nia zrobic. Pewnego dnia uciekla z klatki i nigdy wiecej jej nie znalazlam. Po tygodniu moja obecna wspollokatorka zaczela opowiadac mi o czasach, kiedy to po jej domu biegaly Hektorka, Merlin, Milka i Hektorka 2. Po dwoch dniach wyladowalam w zoologicznym placac za 2 samiczki - Sephire i Pania Potter. Po miesiacu dokupilam bezowa Nanaki. Karina do tego czasu byla juz wlascicielka Nigry i Czekoladki, ktora juz niestety nie zyje. Umarla na raka pluc. Obecnie Sephira walczy o zycie, co dzien zmagajac sie z 2 gigantycznymi guzami na piersi. Nanaki, ze wzgledu na bardzo jasna barwe oczu jest juz zupelnie slepa, ale radzi sobie doskonale. Pani Potter ( imie wzielo sie od blyskawicy na czole) ma sparalizowane 2 paluszki. Kolejne szczurasy jakie pojawily sie w naszym domu to: Semifer ( umarl po tygodniu w tragicznych okolicznosciach), Daimos ( wykupiony za 20 zl od kobiety, ktora wziela go na pokarm dla weza). Obecnie nie zyje. Zmarl nam na rekach z niewiadomych przyczyn) i Laures (nastepca Semifera ze zwichrowana przez zoologiczny psychika, w tej chwili bedacy najwieksza przylepa ze wszystkich). Kolejna wizyta w zoologicznym, kolejy niespodziewany zakup. W kacie akwarium zobaczylam malenstwo, ktore conajmniej jeszcze 2 tygodnie powinno spedzic przy matce. Na dodatek z opuchnietego oczka i noska saczy mu sie ropa. Ostatnie 100 zl z portfela znika, wymienione na granulat i krolika. Po krotkiej klotni z obsluga sklepu wracam w zimna noc z krolictwem do domu. Niezliczone wizyty u weta, poczatkowe zle diagnozy, by w koncu odkryc, ze maluch, ktorego nazwalismy Riku ma ropnia. Ma teraz okolo rok jest zdrowy i radosny. Co wiecej, mysli ze jest psem. Reaguje na imie, domaga sie pieszczot i biega wkol nog, gdy ma dostac jesc.

Od zawsze tez pasjonowaly mnie konie i jazda konna, gdzie zycie tez nie zaoszczedzilo mi milosci o tragicznym koncu. Mial na imie Brams i byl najbrzydszym koniem jakiego znalam. Milosc nie wybiera. Ciagle bity, okladany i kopany bal sie wszystkiego. Spedzilam jakies 7 miesiecy na 'prostowaniu' go. Spacery po lesie jak z psem, godziny spedzone w boksie na opowiadaniu mu co u mnie i drapaniu go po klatce piersiowe, wspole wyjazdy w teren i kolejne godziny mojej 'terapii'. Wszystko po to, by uslyszec, ze pani prezes nie oplaca sie trzymac konia dla jednego jezdzca. Brams skonczyl swe zycie w konskiej rzezni. Mam nadzieje, ze jego zycie skonczylo sie szybko i bezbolesnie.

To nie wszystkie zwierzaki. Nie spomnialam na przyklad o uratowaniu Achillesa, ptasznika kedzierzawego od smierci glodowej. O golebu przyniesionym z ulicy i o tym, ze przez miesiac zycia bylam mama 3 jaskolek.
Jest ich o wiele wiecej, bo zycie, dzieki Bogu, nie szczedzi mi spotkan z wspanialymi stworzeniami.

W tej chwili studiuje zootechnike: hodowle zwierzat w Krakowie i moje zycie po brzegi wypelnione jest kopytkami, lapkami i raciczkami. Nie wyobrazam sobie zycia bez slomy we wlosach, rozrzuconych trocin i uciapranych roboczych ubran. Teraz nasz dom szykuje sie na przyjecie malej nutrii. I to napewno nie bedzie to ostatnie zwierze w moim zyciu.

P.S. Dzis zadecydowalam o zakonczeniu zycia Sephirki... Jest juz za Teczowym Mostem

P.S. 2 Nie zyja tez juz Pai Potter (umarla spokojnie w moich ramionach na niewydolnosc pluc) I Ether (malenki, niebieski samiec, ktory umarl przez moja glupote). Tak strasznie tesknie i nadal Was kocham....

Ostatnio edytowany przez ButterFlyNeko (2010-03-29 23:05:33)


A Lis rzekl do Malego Ksiecia: Oswajajac - tworzysz wiezi, nadajac imie - bierzesz odpowiedzilanosc.

Offline

 

#2 2009-12-09 13:46:29

Wela

Administrator

Zarejestrowany: 2009-11-10
Posty: 78
Punktów :   

Re: Nasze Stado

Bardzo mi przykro z powodu ogonka, domyśliłam się po opisie gg ze musiałaś uśpić szczurka, jeszcze zanim tu wpadłam by przeczytać.
Ja sama nie opisze tak barwnie swojej historii jaką dzieliłam z  innymi żyjątkami. Niestety 5 lat studiów zniszczyło mój polot pisarski, bo w przeciwieństwie do przedmówczyni pioszłam na studia bo musiałam, i na kierunek z którego nie jestem zadowolona. Nie ma nic wspólnego ze zwierzętami.
Nbie wychowałam się wśród zwierząt. Paradoks – bo pochodzę ze wsi. Ale właśnie dlatego, bo to „ortodoksyjna” wieś – nic co nie daje mleka, mięsa czy jajek nie ma racji bytu. Moim pierwszym zwierzakiem był szczur Max. Miałam wtedy może 10 lat.
Wcześniej jeszcze była jamniczka, ale nie była moja i nie czułam z  nią związku. To był pies mojej mamy – jak rodzice wyprowadzili się od dziadków to ich nastawienie do zwierząt się troche zmieniło.
Do szczurów zawsze mnie ciągnęło. Inne dzieci lubowały się w misiach, kotkach, innych słitasnych stworzonkach, a ja myślałam tylko o szczurach. Nie można było wtedy kupić zabawki – szczura bo z zabawkami ogólnie w tamtych czasach skromnie było. Wiec lepiłam szczury z plasteliny. Któregoś dnia rodzice zapakowali mnie i siostrę w samochód i pojechaliśmy do odległego o 35 km. Białegostoku szukać szczura. Zjeździliśmy całe miasto, a z w końcu w jednym zapyziałym sklepiku było akwarium pełne białych szczurów. Kosztowały 3.50 – to było zaraz po zmianie pieniędzy. Dostałam Maxa. Był już dorosły ale bardzo miły. Miał za małą klatkę i był sam, ale kto to wiedział kiedyś cokolwiek o potrzebach zwierząt, tym bardziej na wsi. To był pierwszy „mój” zwierzak. Potem za X lat, miałam chyba 14 znowu zakupiłam szczura (samiczkę) a zaraz potem drugą. I od tamtej pory towarzysza mi szczury. Jedne odchodzą, drugie przychodzą. Zawsze 2 lub 3, teraz dopiero mogę mieć ich więcej:)
Mam tez obecnie kota, który został sprzedany7 bo był chory na nerki
Oczywiście uświadomiła mi to dopiero pani weterynarz. Smutne, nie tyle ze zachorował kot, a ze właściciele tak postąpili.
Koniki tez lubię:)
Nie mam swojego własnego, ale mam dwie, które sa mi szczególnie bliskie, to koniki znajomego: Hawajka i Itaka. Na szczęście całkowicie zdrowe, nic im nie dolega, a  nawet jakby dolegały to nigdy nie pójdą na mięso.
Sama nosze się z zamiarem nabicia konik(dwóch) i chciałabym by co najmniej jednym z  nich był właśnie taki biedny konik (bo i ja tam wyczynowiec w jeździe nie jestem, preferuje spacerki, jak nagle zapragnę wiatru we włosach to mogę iść do kogoś )

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.nutriolandia.pun.pl budowa domu wrocław specjalista Google Ads